Bobfest 2000 to zdecydowanie największy festiwal chrześcijańskiego metalu w Europie. Całe zdarzenie miało miejsce w marcu w Sztokholmie. Była to bardzo dobrze zorganizowana impreza - po raz kolejny dzięki organizatrom: Johannesowi, Olovowi, Johanowi, Richardowi i Danielowi! Dobra robota chłopaki! :)
Zanim opowiem więcej o koncercie, chciałbym zwrócić uwagę na prowadzenie jakie otrzymaliśmy od Boga. W dniu, w którym kupowaliśmy bilet na prom po raz pierwszy od dłuższego czasu potaniały korony (teraz także są znacznie droższe!). W dodatku znaleźliśmy kierowcę i samochód i dzięki promocji w Polferries koszt biletu ponownie nam się obniżył. Lecz to dopiero początek! Dla oszczędności nie kupowaliśmy kabin ani jedzenia na promie, ale okazało się, iż dostaliśmy i jedno i drugie ZA DARMO. W dodatku mieliśmy przywilej zjedzenia posiłków z kapitanem i obserwacji wszystkich manewrów z mostka kapitańskiego! Wszystko to dzięki znajomościom naszego kierowcy Maćka (jeszcze raz dzięki Maciek!). Skłamałbym jeśli powiedziałbym że to wszystko! W samej Szwecji zostaliśmy pokierowani do Sztokholmu, dostaliśmy jedna noc za darmo, doskonale ulokowane miejsce noclegowe... wymieniać jeszcze??? :) Chwała Jezusowi!
A teraz o samym Bobfeście. W piątek nauczanie, jak i koncerty odbyły się w kościele Filadelfia. Jak przed każdym nauczaniem, zaczęło się uwielbienie. Prowadził je Jim LaVerde z
Barren Cross razem z
Sons Of Thunder. Było to niezwykłe uwielbienie, z interesującymi solówkami Michaela Hjelte, tym bardziej, iż były to piosenki powszechnie śpiewane w kościele (m.in. Celebrate Jesus). Miodzio! Tego wieczora pastor Bob Beeman bardzo krótko wprowadził do sobotniego nauczania. Ogólnie pastor Bob podczas części konferencyjnej mówił o grzechu, jak się go ustrzec, co robić jak już się zdarzy, o pułapce religijności, i kilku innych rzeczach obficie popartych cytatami z Biblii. Obszerniejsze omówienia nauczania pastora dostępne jest na mojej stronie. Niestety niezbyt wiele osób było na nauczaniu, a szkoda, bo rzadko ma się okazję słuchać takiego mądrego kazania! Po tym wstępie zaczęły się koncerty. I tu już pierwsza niespodzianka! Na scenę wskoczyło kilku chłopa i zaczęli grać. Czysty (un)black metal, doskonały, perfekcyjny, wyniosły. Tą pierwszą niespodzianką był zespół
Apploro! Zespół został wciśnięty do programu w ostatniej minucie, nawet jego skład był ustalony w ostatniej minucie (bass - kolega znany z
Pantokrator'a, a wokalista był w zespole przez dwa tygodnie!). Mimo tego zagrali doskonałych 5 utworków! Na pewno będę czekał na ich demo. Potem zagrał
Vital Sign. Niestety nie znałem ich twórczości, więc niewiele mogę
powiedzieć prócz tego1, iż jako bis zagrali
"The Final Countdown" z repertuaru Europe! Oczywiście zadbali także o fryzury - wokalista był w doskonałej perułce! Leżeliśmy ze śmiechu! Potem zagrał pierwszy z oczekiwanych przeze mnie zespołów -
Sons Of Thunder! Dali czadu! Co tu dużo mówić! Grają prosto i trafiają prosto do serca! To nazywam prawdziwym uwielbieniem! Po nich zagrała kapela
Soapbox, brzmieniowo zbliżona trochę do Deftones. Oni także nie grali tego za czym szalałem, ale podczas ich wystąpienia nastąpił dziwny
"incydent". Podczas ostatniego utworku na scenę wskakuje jakiś gościu i zaczyna z nimi śpiewać, potem zmienia się reszta kapeli - w takim to przejściu zagrała kolejna niespodzianka
Blindside! Nie grali długo, ale to, że wystąpili było miłą niespodzianką (najpierw mieli zagrać na Bobfeście ale potem zostali skreśleni z listy kapel). Po krótkim wypoczynku zaczął się kolejny oczekiwany kocert -
Sanctifica! Zagrali większość utworków z promowanego podczas Bobfestu doskonałego albumu
"Spirit Of Purity". I tak po 1-ej w nocy zmęczeni wróciliśmy do noclegowni... gdzie się okazało, iż spaliśmy z Philem Powellem ze
Screams Of Abel Zine (you're cool guy Phil!). W sobotę, mimo iż ciężko było się wyczołgać ze śpiwora, a i kark zaczynał jakoś dziwnie się zachowywać, poszliśmy do kościoła Filadelfia na nauczanie pastora Bob'a, które trwało od 10.00 do 15.00. Następnie załapaliśmy się na luksusowy (w każdym razie jak dla nas Polaków) autobus i pojechaliśmy do Klubben, gdzie miały się odbywać koncerty. Po małym opóźnieniu (był przynajmniej czas, aby porobić sobie zdjęcia i pogadać z Petterem i Pilgrimem z Crimson Moonlight) wpuścili nas do środka. Sobotnie koncerty rozpoczął zespół
Silver (mieszanka Gun's N' Roses z The Ramones). Grali równo i dskonale rozgrzali publikę. Potem...
DEUTERONOMIUM! To było piękne! Zagrali po troszkę z wszystkiego. Było coś i z
"Tribal Eagle" i z
"Street Corner Queen" i chyba najwięcej z
"Here To Stay". Zagrali także cover grupy
One Bad Pig -
"Red River", co spowodowało małe zamieszanie wśród osób preferujących punk. Do czasu koncertu
Deuteronomium widać było kilku gości z odwróconymi krzyżami, ale po koncercie, kiedy na ich
"zaczepki" krzyczeliśmy razem z zespołem słowa
"To Die And Gain" -
"Jesus, is the Lord of my life, reason for my being (...)" oraz krótkim głoszeniu Manu Lehtinen'a wszyscy jakoś znikli... Jako przedostatni utworek zagrali
"Northern Praise", lecz jedynym wokalem był wokal Miiki Partali, w związku z czym było to wyjątkowe wykonanie... ;) Na bis zagrali jeszcze
"Drug Lord", po czym zwineliśmy się z nimi za scenę! Stąd też mogliśmy z nimi pogadać i porobić zdjęcia! (był to ostatni koncert z Miika Partala w zespole... a szkoda). Po Deuteronomium zagrał
Laudamus. Mimo iż nie słyszałem ich nigdy wcześniej, to muszę przyznać, iż urzekli mnie swoją muzyką, można by powiedzieć Power Metal czy jakoś w tych okolicach, ale miodne! W pamięci szczególnie utkwił mi obraz basisty - takich włosów to ja w życiu nie widziałem! :) Przez cały ten czas napięcie rosło, bo przecież zaraz zagra...
ANTESTOR! I doczekaliśmy sie! Wyszli na scenę... Stanęli tyłem i zaczęli! A polecieli równo! Zaraz na samym początku leciały najlepsze utworki z
"The Return Of Black Death" -
"A Sovereign Fortress",
"The Bridge Of Death",
"Sorg", lecz wszyscy chcieli więcej, krzyczeli
"Kongsblod"! I doczekali się! Zagrali
"Kongsblod", jak i też
"Mercy Lord" z wokalem dziewczyny Ronnego (nowego wokalisty
Antestor'a, nowego i znacznie lepszego niż poprzednik, co rzadko się zdarza). Jak to
Antestor, wystąpili oczywiście w odpowiednim makijażu... Mimo nagminnie rwących się strun (jeden utworek zagrali praktycznie bez gitary, na samym basie, bębnach i klawiszach, a wyszedł i tak cudnie) zmietli dosłownie wszystko co przed nimi i za nimi grało! Dla mnie to już mógł być koniec Bobfestu, ale nie... po chwili zagrało Veni Domine. Po (un)blacku - doom metal! Szczerze mówiąc doskonałe ustawienie.
Veni Domine to już niemalże klasyka chrześcijańskiego metalu, więc nie mogli zawieść i nie zawiedli. Zagrali utworki ze
"Spiritual Was
teland" i
"Fall Babylon Fall". Może ktoś nie uwierzy, ale zagrali w całości 20 minutowy
"Chronicles Of The Seven Seals"! Wirtuozeria! Ale dla mnie to miłe wytchnienie, i czas masażu mięśni karku, bo imprezę zamykać ma przecież
Crimson Moonlight! Gdy
Crimson Moonlight wkroczył na scenę, to jaby niebo się przybliżyło. Pilgrim ze swoim mieczem, ustawionych kilka świec... i zaczeli. A ja zzieleniałem, bo nic nie znałem! Zagrali tylko 2 utworki z
"Eternal Emperor'a"! Mimo wszystko nie był to jednak najlepszy ich koncert, ponieważ prawie wcale nie było słychać klawiszy, był problem z bębnami, a pod koniec Petterowi zrobiło się słabo i koncert musiał się wcześniej skończyć... Mimo wszystko zagrali dobrych kilka utworków z nadchodzącego albumu, a Petter i tak po koncercie poświęcił nam dobre pół godziny! Co za ludzie! Dzięki! W drogę do domu ruszyliśmy po 2-giej w nocy... :)
Teraz o tym co na Bobfeście nie wyszło. Otóż
END TIME PRODUCTIONS spóźniło się z nową płytą
ANTESTOR'a -
"Martyrium" która miała być promowana właśnie podczas Bobfestu. Dostępna pokątnie była jedynie limitowana wersja winylowa. ;( Nie doszły także na czas same koszulki promujące Bobfest. Trzecią i ostatnią rzeczą było odwołanie niedzielnego spotkania z pastorem Bobem z powodu problemów jakoby z miejscem spotkania. Nie są to w sumie wielkie rzeczy, na pewno nie przeszkodziły w dobrej zabawie. Warto jeszcze wspomieć o atmosferze koncertów. Przecież to były koncerty kapel od punka do (un)black metalu! Czyli zazwyczaj takie koncerty kojarzą się z przepychankami i brutalnością, czy nawet chamstwem. A tutaj? Nic z tego! Do samej sceny można było podejść bez używania łokci, czy siły w ogóle. W Polsce już uświadomiłem sobie, że przecież tam nie było żadnej ochrony! Można było sobie spokojnie wejść na scenę, a mimo to nikt tego nie zrobił! Czy tak mogłoby być na innym koncercie??? :) Z nóg jednak zwaliło mnie to, co powiedziała mi potem Kasia - gdy stała pod sceną i niechcący popchnął ja Pilgrim (!!!) zaraz odsunął się, przeprosił... Tak być powinno! Także uprzejmość organizatorów była przeogromna! Dzięki! Niech Was Bóg błogosławi! Za rok przybędziemy na pewno znowu... Może większą ekipą...
Bobfest to czas wspaniałej rozrywki, jak i czas odbudowy wewnętrznej. Możliwość poznania wielu ludzi z chrześcijańskiej sceny metalowej. Przepraszamy wszystkich za natrętnośc i jednocześnie dziękujemy wszystkim za to, że byli dla nas tacy mili. W szczególności podziękowania i pozdrowienia dla: Johannesa Jonsona, Olova Davidssona, Daniela Dahlberga i reszty organizatorów, pastora Boba, Crimson Moonlight (szczególnie Pilgrima i Pettera), Deuteronomium, Antestor, Sons Of Thunder, Nordic Mission, Arttu, Jima LaVerde, Roda MacIvora, Phila Powella, Martinsa Malejsa, Turn Or Burn, Robina (Admonish), Christiana Liljergsena, Linusa (It was very nice to meet you again), Maćka i całej reszty o której zapomieliśmy.
PS. Kolejnym cudem, jaki się zdarzył na Bobfeście są zdjęcia! Oświetlenie było kiepskie, aparat jeszcze gorszy, baterie już siadały (aparat przewijał film z dużym opóźnieniem), a mimo to z ponad 60 zdjęć nie wyszło tylko 5 przy czym TYLKO dwa z koncertów! Chwalcie Pana! :)
Dzień pierwszy
Vital Sign - Final Countdown
Sons Of Thunder
Soapbox
Blindside
Sanctifica
Dzień drugi
Silver
Deuteronomium - Manu Lehtinen
Deuteronomium
Laudamus - to są włosy!
Antestor
Antestor - Mercy Lord
Antestor - Ronnie specjalnie dla nas! :-)
Veni Domine
Crimson Moonlight
Crimson Moonlight - Petter
Crimson Moonlight - Pilgrim
Zdjęcia z kapelami! :-)
Tu widzicie mnie i Sons Of Thunder!
Ja i Antestor zaraz po koncercie!
My (czyli Ja, Kasia i Rafał (ssss) razem z Deuteronomium
Inne...
Pastor Bob Beeman i Christian Liljergen (Narnia)
Zgadnijcie kto stoi obok Pastora Bob'a i Christiana? :)
Ja i Johanes Jonson (Metal For Jesus)
Oczywicie ja i Hubertus Liljergen (wokalista Sanctifiki!)
Od lewej: Mikke (Deuteronomium), Ja, Petter (Crimson Moonlight) i Rafał
Tym razem od prawej: Arttu, Ja (ale głupia mina...), Petter i nie wiem kto... ;-)
Rafał, Pilgrim (Crimson Moonlight) i Ja (jaki dumny... ;))
Czyżby Phill (Screams Of Abel) miał nas dosyc??? </dd>
Manu Lehtinen (Deuteronomium) i Ja! :)
Wow! Ile tu nas się zebrało! Od lewej: Robin (Admonish), Ja, Rob McIvor,
Kasia, Jim LaVerde (ex Barren Cross), pan bodajrze z Turn Or Burn i Rafał
To my już po powrocie do Polski. Po lewej widać Maćka - naszego kierowce.